Marcin Czub
  • Objawienie Bogini Świni
  • Natura Dziury
  • Kontakt
  • Objawienie Bogini Świni
  • Natura Dziury
  • Kontakt

Już wkrótce!

3/13/2025

 
Premiera planowana w kwietniu. Informacje o książce w zapowiedziach Wydawnictwa Ha!art
Picture
Natura dziury opisuje losy bezdomnego z wyboru filozofa, którego życie zmienia się po tym, jak zaczyna słuchać audycji radiowej, pochodzącej z odległej o sto lat przyszłości. Teraźniejsze poczynania bohatera przeplatają się z zapisami kolejnych odcinków “Przekazu z Kosmosu”. Jest tam historia śmiałka, który dokonał próżniowego negliżu i przeżył minutę zupełnie goły na orbicie. Metoda szatkowania i uśredniania cierpień. Tajniki strategii inwestycyjnej wykorzystującej zwierzęcą intuicję. Lunocentryczna astronomia, zmieniająca sens ruchu ciał niebieskich. I jeszcze więcej…

Wraz z kolejnymi odcinkami audycji losy jej autorów coraz mocniej łączą się z życiem bezdomnego filozofa, co prowadzi do tragicznego finału.

Wszystkie osoby występują pod swoimi własnymi imionami. Nie pytałem nikogo o zgodę, tylko rzetelnie przedstawiłem fakty.

3/1/2025

 

Siedziałem w altance i usłyszałem, co będzie. Fragmenty tylko, lecz samą prawdę, w żaden sposób niezniekształconą moimi osobistymi gustami lub antypatiami. Coś mi drętwieje lewa ręka. Boli mnie, ale to nie zmienia faktów: podsłuchałem przyszłość. Słyszałem rzeczy, o których nie śniło się Nostradamusowi. Tylko ten ból, cholerny, okropny ból przeszkadza mi w opowiadaniu.
  Wiatr świszczy w szczelinach desek. Nad moją głową stukocze dach łatany papą, ceratą i kawałkami blachy. Takie jest życie ubogiego wróżbity, ale ja nie narzekam. Przyniosłem sobie trochę warzyw z lodówki społecznej: zwiędłą i lekko spleśniałą pietruszkę, kilka kartofli o czarnych oczkach, pajdę czerstwego chleba. Całe szczęście, żołądek mam mocny. Wszystko jestem w stanie strawić.
Pozwólcie, że wrzucę chrustu do pieca i nastawię wodę do gotowania. Opowiem, co nastąpi, nie mnie oceniać, ja tylko przedstawiam fakty.
  Wysłuchałem do tej pory jednego odcinka audycji. Najpierw złapałem kilka słów wypowiedzianych żeńskim głosem, a później była rozmowa dwóch mężczyzn, którzy rozprawiali o osobliwości astrofizycznej. Redaktor ma na imię Ludwik i opowiadał, jak przekroczył horyzont zdarzeń. Z kolei zaproszony gość wyjaśnił, że w pobliżu osobliwości upływ czasu jest  prostopadły wobec tego, którego doświadczamy zazwyczaj. Można nie zauważyć, że się bezpowrotnie wpadło, tak powiedział.
  Więcej nie zanotowałem, bo nie miałem pod ręką długopisu ani zeszytu, a poza tym myślałem, że to zwykłe radio. Dopiero pod koniec odcinka zorientowałem się, że nadają z przyszłości.
  Rozpadało się. Krople deszczu uderzają o eternit i papę. Strugi wody spadają przez rynnę do metalowej beczki, którą wkopałem głęboko w ziemię, żeby deszczówka dłużej zachowała świeżość.
  Przenika mnie szum deszczu oraz wiatru; podchodzę do okna i patrzę w ciemne niebo. Mieszkam na peryferiach Wrocławia, które przez planistyczne przeoczenie leżą niedaleko centrum. Moja altanka znajduje się na Wilczym Jarze, przy rzece Oławie, dosłownie dwa kroki od Niskich Łąk. Okolica jest zdziczała i zapuszczona, w promieniu kilometra żadnego człowieka, poza okazjonalnym bezdomnym, który zakopuje się w stercie kołder. Nieopodal cicho buzuje fabryka proszku do prania marki „E”. Zbliża się dziewiąta wieczór, jest sobota 27 listopada.
  Wiatr przegnał chmury i odsłonił blade gwiazdy przygaszone sztucznym blaskiem miasta. Syriusz, Betelgeza i Aldebaran są widoczne na niebie mimo miejskich zanieczyszczeń. Znam się na gwiazdach, kosmosie oraz filozofii. Czekam na audycję i spędzam wieczór na leżaku w ogródku. Nawet zimą wychodzę, żeby hartować ciało.
  Wkrótce zaczną nadawać, za chwilę rozpocznie się program. W poprzednim odcinku zapowiedzieli godzinę kolejnego; dziura w czasoprzestrzeni jest precyzyjnie określona, emitują z listopada roku 2109, taką datę podali w radiu. Czas teraźniejszy jest oddzielony stuletnim interwałem od czasu przyszłego.
  Zaraz zaczną… już nie zdążę z herbatą. Pomału przygotowuję się do nasłuchu i wkładam baterie do radioodbiornika. Gdy urządzenie jest wyłączone, to przechowuję baterie w komódce, w ten sposób dłużej utrzymują moc. Wysuwam antenę, zaraz będę łowił sygnał. Fale krótkie przenoszą szum, z którego wyłania się treść, ale trzeba umieć nasłuchiwać. 
  Siadam na wersalce, grube sprężyny uginają się lekko; przykrywam się zatęchłym kocem i patrzę w ciemność za oknem. Stęchlizna mi nie przeszkadza, są ważniejsze rzeczy w życiu. Wczoraj znalazłem dobry brulion, ktoś zapisał połowę kartek, reszta jest pusta, do wykorzystania. Otwieram na pierwszej niezapisanej stronie i sprawdzam, czy długopis ma wystarczająco dużo tuszu. Dbam o każdy szczegół, nie mogę sobie pozwolić na błąd. Sprawa jest niezwykle ważna, ja słyszę przyszłość, zatem spoczywa na mnie odpowiedzialność wiernego notowania.
  Czy to już? Spoglądam na budzik. Długa wskazówka ułożyła się prostopadle z krótką. Wybiła godzina. Włączam radio.
 
Z głośnika dobiegają trzaski, pomiędzy nimi fragmenty słów lub piosenek, współczesne śmieci, które natychmiast ignoruję, bo jeszcze ich treść mnie wciągnie i zmarnuję czas.
  Normalnego radia nigdy nie słucham, wolę nie zanieczyszczać umysłu teraźniejszością. Zamykam umysł na dzisiejsze wiadomości, aby bez zakłóceń i domieszek odbierać echa nadchodzących lat.
  Opuszkami palców chwytam za pokrętło niczym szwaczka wsuwająca nić w oko igły. Znajduję się w przestrzeni białego szumu, terra incognita, dokładnie pomiędzy stacjami, gdzie nikt nie nadaje. Tutaj łapałem ostatnio i tutaj dziś będę łapał.
  Bez pośpiechu obracam pokrętłem; niemal statycznie, cofając się czasem, aby sprawdzić, czy nie zgubiłem tropu. Słyszę pluski, nieregularne „klops, klops” na tle białego szumu, „plum, plum”, wiem, że jestem blisko. Jeszcze odrobina czułości, mikroskopijnego kalibrowania i usłyszę pierwsze słowa – oderwane od zdań, samotnie frunące przez czas, ale niewątpliwie przyszłe. Słowa, które dopiero za sto lat zostaną wypowiedziane, lecz które dziś potrafię uchwycić mocą radiowej sztuki nasłuchu. Oto ludzie, którzy jeszcze się nie narodzili, przemawiają.
 
Delikatnie muskam pokrętło. Strzępy łączą się w całość, słowa przeradzają się w zdania. Czasoprzestrzeń jest dziurawa jak szwajcarski ser. Oni mówią, ja skrzętnie transkrybuję. Oto mój stenogram audycji.

Strona używa ciasteczek aby dostarczać swe treści. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że to akceptujesz.